tr?id=1024158011009304&ev=PageView&noscript=1
snowkitter caussols 560x416
19-02-2018 EHschool

Snowkite to ekscytujący mix kitesurfingu, snowboardingu, narciarstwa i paralotniarstwa. Należy do najszybciej rozwijających się obecnie sportów ekstremalnych. Wystarczy trochę zaśnieżonej i otwartej przestrzeni lub zamarznięte jezioro, by poczuć jak smakuje ta fascynująca przygoda. Można go uprawiać przy znacznie słabszych wiatrach i na stabilnym gruncie, przez co jest łatwiejszy od kitesurfingu.

Sprzęt – jaki wybrać?

Do zimowej odmiany kitesurfingu należy przygotować takie samo ubranie jak na stok, czyli: ciepłe i nieprzemakalne spodnie, rękawice, kask z goglami, ochraniacze, gruby polar i buty – snowboardowe lub narciarskie. Snowkite łączy latawiec z deską lub nartami, a nawet łyżwami. Ci, którzy uprawiają kitesurfing i sporty zimowe, będą mieli skompletowany podstawowy sprzęt. Dla tych bardziej zaawansowanych najważniejszym wyborem jest odpowiednie skrzydło. Można tutaj zastosować trójpodział latawców: freeride – na spokojną i wielokilometrową trasę, freestyle – do skoków i dla adrenaliny oraz fullpower – do jazdy po ubitym śniegu lub zamarzniętym jeziorze.

Najlepsze miejsca

Snowkiterzy nie potrzebują wyciągów czy stoków. Ich spełnieniem marzeń jest zaśnieżona, płaska powierzchnia bez przeszkód i wiejący wiatr. W Europie jest kilka pięknych miejsc, które stały się mekką dla snowkitingu. Do nich należą przede wszystkim tereny w Alpach: 6-kilometrowe jezioro Resia w Południowym Tyrolu, jezioro Silvaplan w masywie Bernina czy Obertauern w sercu Wysokich Taurów. W Niemczech zarówno początkujący, jak i zaawansowani mogą surfować w Wasserkuppe i Feldberg. Natomiast elita kitingu lata na norweskim płaskowyżu Hardangervidda. Nie ma tam niebezpieczeństwa wpadnięcia na drzewo czy przewody wysokiego napięcia. Obecnie na rynku mamy duży wybór szkółek latania, dlatego najpierw warto zobaczyć, czy taka dawka adrenaliny nam odpowiada. Jeśli chodzi o Polskę, oczywiście najlepiej zacząć kurs snowkitingu w zimowej stolicy naszego kraju, czyli Zakopanem. Jeśli łykniemy bakcyla, śmiało możemy wybrać się na obóz za granicę.